Aktualności
-
Gdzie się podziały tamte prywatki?
2009-01-09
Był rok 1989. Marek Gaszyński miał pomysł na piosenkę. To nie miała być zwykła piosenka. To miał być przebój! Hit! Szlagier! I był. Ten pomysł zamienił się w tekst. Na początku dosyć kulawy, nawet bardzo kulawy. Ale jego pierwsze słowa już układały się w melodię: „Gdzie się podziały, tamte prywatki? Niezapomniane”. To powinien być i był, ten haczyk, który decyduje o powodzeniu.
Dotarł Marek Gaszyński ze swoim tekstem do Ryszarda Poznakowskiego. Po raz pierwszy pracowali razem, ale przecież się znali i lubili. Poznakowskiemu od razu ułożyły się nuty pod tę pierwszą linijkę, ale reszta nie trzymała rytmu, nie mieściła się we frazie, trzeba było przycinać, wygładzać, co zresztą nie do końca się udało i jeszcze troszkę kłuje w uszy na przykład w zlepionym zwrocie „rodzina w kinie, nadrugimseansie”. Autor ma jednak dystans do swojej twórczości. Moje teksty – powiada- nigdy nie miałem złudzeń co do ich wartości. Stały na granicy grafomanii, często niebezpiecznie balansowały na jej progu, czasem ten próg przekraczały. Dziś brzmią śmiesznie, mało poważnie, banalnie, ale tak się wtedy pisało. Prosto, prościutko, zwykłymi słowami, codziennym językiem. Takim też językiem napisane są „Prywatki” i w tym przecież ich urok.
Trzeba było teraz znaleźć wykonawcę, do piosenki, która jak mówił kompozytor, „sama mu się napisała”. Pierwsza myśl, Zbigniew Wodecki. Panowie mieli już na koncie fantastyczny hit „Chałupy Welcome To”, i Poznakowski wierząc w talent i wdzięk pana Zbyszka, czekał na moment, aż będzie mógł mu złożyć równie przebojową propozycję. Pierwsza rozmowa telefoniczna i... Odmowa. Wiesz, mówi Wodecki, ja jestem na to za młody. Po drugiej stronie słuchawki, pełna zdziwienia cisza. Facet dobiega czterdziestki i za młody? No to kolejne wykręty, wiesz, to byłby mój drugi pastisz, nie chciałbym być zaszufladkowany. W każdym razie trzeba było szukać kogoś innego.
W pobliżu mieszkania Poznakowskich na Smolnej mieścił się wtedy teatr rewiowy Tango. Jego właścicielka Małgorzata Potocka przygotowywała kolejny program. Jak rewia to pióra, a na końcu kankan. Wyeksploatowaną ponad miarę kompozycję Offenbacha z „Życia Paryskiego”, chciała zastąpić czymś równie porywającym, ale nie tak oklepanym i bardziej współczesnym. Postanowiła złożyć zamówienie u sąsiada. Udała się w tym celu na Smolną. Nie była sama. Towarzyszył jej Wojtek Gąssowski. Rozmowa zeszła na temat „nad czym teraz pracujesz?” i wtedy Ryszard Poznakowski zwrócił się z prośbą o poradę. „Mam tu taką piosenkę, pomyślcie, kto mógłby to zaśpiewać”- spytał. Pan Wojtek posłuchał i zadał jedno tylko pytanie: „kiedy nagrywamy?”. Nagranie odbyło się w znanym studio Winicjusza Chrósta w Sulejówku. Zdarzyły się tam dwa przypadki, które miały wielki wpływ na ostateczny kształt utworu. Po pierwsze Poznakowski czuł, że piosenka nie może zaczynać się „od środka”. Od słów „gdzie się podziały tamte prywatki?”. Skorzystał więc z figury stylistycznej wyjętej wprost z epoki w której królowali „Elvis, Sedaka, Speedy Gonzales, albo Diana”. I tak na początku utworu pojawiło się charakterystyczne bum, bum, bum, bum, wykonywane osobiście przez kompozytora. Dla pełnej stylizacji potrzebne było jeszcze rasowe, rock and rollowe solo na saksofonie. Poznakowski, choć biegle obsługuje ten instrument to gra na alcie, a tu potrzebny był ktoś, kto świetnie zagra na tenorze. Miał nim być Henryk Miśkiewicz. Umówiono się na nagranie, a tu Mistrza nie ma. Mijają godziny, Mistrza nie ma jeszcze bardziej. W studio zniecierpliwienie, wreszcie właściciel mówi: „słuchajcie, ja mam szwagra, on gra w dętej orkiestrze chyba właśnie na tenorze”. Najpierw śmiech, ale potem szybka decyzja, „wołaj szwagra!”. Przyszedł młody człowiek z instrumentem, posłuchał, zapytał w jakiej tonacji i zagrał. Za pierwszym razem. To, o co chodziło. Potem się ukłonił i wyszedł. Szwagier Winka Chrósta jest autorem solówki, która stałą się nierozerwalną częścią utworu. Nawet wtedy, kiedy Trubadurzy setki razy wykonywali „Prywatki” w finale swoich koncertów, Poznakowski grał nuta w nutę to samo co wymyślił, na poczekaniu, szwagier. Bo piosenkę wykonywali i Trubadurzy i Golec Uorkiestra, jako parodię, pastiszu pod tytułem „Gdzie się podziały moje podatki?” Ale ta piosenka należy do Wojtka Gąssowskiego. To w jego wykonaniu zdobyła w 1990 roku nagrodę w Opolu. A potem stała się jednym z ulubionych polskich przebojów w plebiscycie powojennego trzydziestopięciolecia.
Adam Halber
(„Angora” nr 2/2009)